W przypadającą dziś 71. rocznicę śmierci Romana Dmowskiego warto zastanowić się nad aktualnością jego dorobku. Mimo tego, że po mału wkraczamy w drugą dekadę XX wieku, w polskiej przestrzeni publicznej wciąż dochodzi do prób otwierania politycznych trumien II RP.
Wielokrotnie na moim blogu pisałem, że za spadkobiercę endecji w warunkach III RP nie uważam żadnej z partii mieniących się „narodowymi” czy „polskimi”, lecz... Platformę Obywatelską. Miałem na myśli wówczas pierwszy okres działalności endecji, gdy była ona przede wszystkim formacją modernizacyjną, laicyzacyjną, liberalną, a jej nacjonalizm uwzględniał te trzy wymienione cechy. PO zaś to ugrupowanie dominującego w Polsce buractwa, które nie ma ochoty słuchać ani Żyda Michnika ani klechy Rydzyka. I taki jest właśnie polski nacjonalizm prawdziwy, a nie inżynieryjny. W ten sposób dawne endeckie ideały lądują obecnie na platformerskim bruku.
Dziś chcę dziedzictwo endecji potraktować bez zbędnego rozpisywania się nieco inaczej. Otóż uważam, iż zdeklarowany antykomunista i wróg ZSRR, świelana postać dziejów Polski, Roman Dmowski odniósł zwycięstwo paradoskalnie... po II wojnie światowej. Polska stała się wówczas państwem narodowym, państwem jednolitym nie tylko etnicznie, ale i religijnie i kulturowo, państwem Polaków-katolików, niezależnie od tego, jak traktowany był Kościół instytucjonalny oraz jaki oficjalnie stosunek do religii obowiązywał przywódców politycznych oraz funkcjonariuszy PZPR (polecam na ten temat chociażby ciekawy wywiad z Jerzym Eislerem w czwartkowej Rzepie). PRL była państwem ostatecznie „uwolnionym” od balastu ziemiaństwa (a więc warstwy anachronicznej, hamującej modernizację kraju) oraz balastu mniejszości narodowych (zwłaszcza sprawiających kłopoty w międzywojniu Ukraińców, natomiast ocaleni z holocaustu zsekularyzowani Żydzi odgrywali znaczącą rolę tylko do lat 60.). PRL wreszcie geopolitycznie przesunęła się w kierunku zachodnim zagospodarowując „ziemie piastowskie”.
Tak się składa – czy to się komuś podoba czy nie – że III RP jest spadkobiercą PRL i ma niewiele wspólnego z II RP (co słusznie raczył zauważyć Ryszard Legutko w „Eseju o duszy polskiej”). Polacy zerwali ciągłość historyczną ze swoimi przodkami. Przeszłość jest raczej treścią pewnej narodowej czy ponarodowej mitologii aniżeli treścią żywego przekazu historycznego. Polaków charakteryzuje swoista ksenofobia, ale nie w sensie wrogości wobec jakichś grup etnicznych, tylko wobec wszystkiego, co nie mieści się w standardzie „normalności” ukształtowanej przez PRL. Tu nie chodzi o skomunizowanie czy zsowietyzowanie społeczeństwa, lecz o jego sproletaryzowanie i zmieszczanienie, dające o sobie znać po chwilę obecną.
Być może Dmowskiemu, który był raczej liberałem niż populistą, i generalnie w przeciwieństwie do dzisiejszej polskiej „klasy politycznej” o coś mu politycznie chodziło, takie jego zwycięstwo zza grobu by się nie spodobało. Być może. Ale innego zwycięstwa jak na razie pan Roman chyba nie odniósł.