Filip Memches Filip Memches
622
BLOG

Mesjanizm to dzisiaj rekwizyt

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 8

Uczestnicy debaty publicznej w III RP coraz bardziej uciekają w przeszłość. Znowu słyszymy o nocy saskiej, kolejnych insurekcjach, salonie warszawskim. Mamy strojenie się w kostiumy romantyków i realistów, powstańców i stańczyków. Wreszcie pojawia się spór o mesjanizm.

A po katastrofie smoleńskiej zjawisko to nabrało dynamiki.

Biedny jest jednak ten nowy polski mesjanizm. Obie strony sporu się nad nim pastwią niezależnie od składanych deklaracji. Nie dziwne, że robią to nowi realiści, którzy narodowe cierpienia czy raczej cierpiętnictwo uważali od zawsze za rodzaj aberracji. Ale i nowi romantycy zachowują się podobnie. Niby mesjanizm uznają za swój, niby z dumą się obnoszą jako jego zwolennicy, a jednak robią z nim wszystko, by nie sprawiał kłopotów.

Sposób obchodzenia się romantyków z mesjanizmem doskonale obnażył jeszcze przed 10 kwietnia 2010 roku nie kto inny tylko Rafał Ziemkiewicz. To dość frapujące, że ten - jak sam się określa - "nowoczesny endek" stanął w obronie nurtu, który Roman Dmowski kontestował. Zdaniem Ziemkiewicza, Polacy potrzebują mesjanizmu, tak jak potrzebuje go każdy inny naród. I każdy właściwie rozwijający się naród - uważa pisarz - coś takiego posiada. Wniosek nasuwa się następujący: mesjanizm to ideologiczne narzędzie do uzasadniania wielkich narodowych aspiracji.

Tym samym Ziemkiewicz - wbrew sobie - wskazał intencje współczesnych polskich mesjanistów. Cierpimy, płaczemy, rozrywamy szaty, bo to znakomity środek politycznego mobilizowania elektoratu - taka, może nieco wulgarna, interpretacja tu się nasuwa. Cierpienie okazuje się raczej narzędziem stawania się potęgą niż określoną sytuacją egzystencjalną, skłaniającą do pogłębionej refleksji, a nie emocjonalnych uniesień z czasów, w których bł. ks. Jerzy Popiełuszko odprawiał msze za Ojczyznę.

Problem tkwi w tym, ze klęski narodowe są rzeczywiście życiodajnym sokiem i pomagają dostrzec mesjański sens dziejów danej zbiorowości. Ale tak jest pod warunkiem, ze tych klęsk nie instrumentalizujemy - że nie odgrywamy spektaklu, w którym siebie obsadzamy w roli szlachetnych męczenników, a całej reszcie przypisujemy zdradę lub co najmniej siedzenie okrakiem na barykadzie.

Tymczasem teraz mamy do czynienia ze swoistym spektaklem, w którym mesjanizm stanowi swoisty rekwizyt, konieczny jako przedmiot konfliktu. Dzięki temu widzowie mogą się angażować w wydarzenia na scenie emocjonalnie. To już nie jest konflikt polityczny, ale walka Dobra ze Złem. Nadawanie poszczególnych rolom charakteru pozytywnego i negatywnego zależy od tego, kto z jakim obozem się utożsamia. Obraz jest prosty: "mohery" (reprezentanci romantyzmu) kontra "lemingi" (reprezentanci realizmu). Jesteśmy świadkami zachowań totemicznych, a nie politycznych. Ten podział służy zarówno PO, jak i PiS, bo pozwala im - jeśli chodzi o poparcie społeczne - zachowywać swój stan posiadania.

A przecież stawka jest bardzo poważna. Nie miejsce tu na odgrywanie spektakli. Polska jest naprawdę w zbyt dramatycznej sytuacji, by na nowo przebierać się w kostiumy historyczne i odgrywać stare podziały. Zwłaszcza że w wymiarze społecznym mesjanizm zobowiązuje do tego, żeby szukać przede wszystkim Chrystusa w życiu narodu, a nie politycznego lub nawet moralnego zwycięstwa. To zaś oznacza narodowe dojrzewanie i krytyczną samorefleksję, a nie zatrzymanie się na poziomie kibolskiej wspólnoty plemiennej.

Rebelya.PL

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka