Filip Memches Filip Memches
617
BLOG

Geopolityka i fałszywi moraliści

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 4

Niedawne połknięcie Partii Demokratycznej przez Ruch Palikota wydawało się ostatecznym przypieczętowaniem zwycięstwa cynicznej, populistycznej postpolityki nad etosowym bujaniem w obłokach. Od czego jednak mamy „Gazetę Wyborczą”, której wciąż „nie jest wszystko jedno”, bo przecież od zawsze kieruje się szczytną misją wychowania Polaków do europejskości i demokracji. Dobitnie nam o tym przypominają ostatnie komentarze dwóch czołowych „pedagogów” tego medium: Wojciecha Maziarskiego (po odejściu z „Newsweeka” publikuje na łamach „GW” felietony co czwartek) oraz Piotra Pacewicza.

Wyznanie Maziarskiego poczynione w związku z filmem BBC o rasizmie na polskich stadionach brzmi niesamowicie. Autor zwraca się do swoich brytyjskich kolegów następująco: „jako obywatel wyrażam radość i wdzięczność. I proszę o jeszcze. Tak jest, my, polscy demokraci i liberałowie, zwolennicy tolerancji i praw człowieka, potrzebujemy i oczekujemy wsparcia w walce z mroczną plagą ksenofobii, antysemityzmu, nienawiści. Chyba nie ma lepszego sposobu udzielenia tego wsparcia niż brutalne mówienie prawdy w oczy. Tak, by zabolało”.

Wcześniej Maziarski irytował nieznośnie mentorskim tonem – takim samym, za który Unia Wolności została przez polskich wyborców wysłana na śmietnik historii. Teraz były redaktor naczelny „Newsweeka” ośmiesza się kabotyńskimi pozami fałszywego moralisty. Bo w gruncie rzeczy chodzi tu nie o moralność, lecz o marną ideologię, która w całej Europie napotyka na mur dezaprobaty społecznej. Europejczycy nie chcą już udawać, że chociażby sprzeczność interesów narodowych należy do przeszłości. A „mroczna plaga”, którą brzydzi się Maziarski nie bierze się znikąd. Jeśli nawet tacy „polscy demokraci i liberałowie” jak felietonista „Wyborczej” pozują na cnotliwych idealistów, to przecież, dostarczając argumentów propagandowych, uczestniczą oni jako aktywna strona w realnych konfliktach. Również o podłożu geopolitycznym.

Tu dochodzimy do drugiego publicysty. Piotr Pacewicz szydzi z Piotra Skwiecińskiego, który na łamach „Rzeczpospolitej” odniósł się do tego, że ambasadorowie Wielkiej Brytanii i USA oficjalnie wsparli manifestację politycznych homoseksualistów w Warszawie. Skwieciński stwierdził: „Zachodnie elity chcą sprzedawać prawa człowieka w pakiecie z kulturowym przekształcaniem społeczeństwa. Powinny otrzymać jasny sygnał, że w Polsce nie ma zgody na taką transakcję wiązaną”.

W odpowiedzi Pacewicz porównał opinię publicysty „Rzeczpospolitej” do stanowiska wiceszefa rosyjskiej dyplomacji, Siergieja Riabakowa, który w ostrych słowach wyjaśniał zachodnim politykom, dlaczego Rosja przed ostatnim szczytem G-8 odmówiła podpisania fragmentu komunikatu o ochronie praw mniejszości seksualnych. W „GW” czytamy: „To porozumienie Skwieciński-Riabakow nie powinno zaskakiwać. Obaj dżentelmeni wyrażają tę samą, z gruntu wykluczającą, homofobiczną postawę: praw osób LGBT nie należy postrzegać w kategorii praw człowieka i obywatela. Kulturowy zakaz ekspresji orientacji innej niż hetero – który dominuje w Rosji jeszcze silniej niż w Polsce i jest wspierany zakazami prawa, np. w Petersburgu – i Piotr, i Siergiej zgodnie uznają za wzorzec obowiązujący wszystkich”.

I tak „Wyborcza” tropiąca na każdym kroku przejawy „rusofobii” jako paliwa „religii smoleńskiej” sama staje się medium rusofobicznym. Kiedy trzeba walczyć z PiS, Kreml staje się sprzymierzeńcem „GW”. Kiedy trzeba dorosłych Polaków przerobić na ludzi, którzy zgodzą się na to, aby w przedszkolu ich dzieci „odkrywały” przy asyście seksedukatorów swoją orientację seksualną (przeanalizujmy pod tym kątem publicystykę Pacewicza), to władze rosyjskie są atakowane jako wzorzec homofobicznej nietolerancji.

Pacewicz trafia jednak kulą w płot. Owszem, gdyby chciał on zrealizować swoje pomysły wychowawcze w Rosji, zostałby przez tamtejsze władze pogoniony. Ale wcale nie jest pewne, że władze te są przeciwne zachwalanym przez Pacewicza eksperymentom w samej Polsce. Związek Sowiecki kontrkulturę w swoich granicach zwalczał, ale na Zachodzie pewne jej przejawy wręcz wspierał.

Przypomnijmy starą wskazówkę Sun Tzu: „Podeślijcie im nierządnice, żeby dokończyły dzieła zniszczenia”. Przy okazji, cytat ten należałoby również zadedykować naiwnym konserwatystom, którzy w Rosji upatrują sojuszniczej podpory cywilizacji chrześcijańskiej. Wojny kulturowe toczone są bowiem w konkretnej rzeczywistości geopolitycznej. Konflikty aksjologiczne  krzyżują się tu zatem ze zderzeniem konkretnych, realnych interesów narodowych. Z dala od zachowujących niewinność bytów ulotnych.

Tekst się ukazał w serwisie Rebelya.PL

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka